"Wyrównał rachunki" z szefową znajomej
Kryminalni z Mokotowa zatrzymali 34-letniego mieszkańca Warszawy, który z kijem rzucił się na 20-letnia kobietę. Ta miała obrazić i zdenerwować mężczyznę. Po kłótni mężczyzna wyszedł ze sklepu aby ochłonąć. Niewiele mu to pomogło, bo za chwile wrócił z kijem w ręce. Uderzył nim 20-latkę i poszedł w swoja stronę. Piotr S. usłyszał już zarzuty za zachowanie, którego się dopuścił.
Do całej sytuacji doszło w jednym z miejscowych sklepów spożywczych. W nim jako ekspedientka pracowała bliska znajoma 34-latka. To jej kierowniczka okazywała niezadowolenie z wykonywanych obowiązków. Z tego też powodu między kobietami dochodziło do sprzeczek, a konflikt narastał z dnia na dzień. Zdenerwowana taką atmosferą, ze swoich problemów w pracy zwierzyła się swojemu bliskiemu znajomemu.
Piotr S. postanowił pomóc kobiecie. Jak wynika z ustaleń mundurowych, kiedy tylko pojawił się w sklepie sytuacja od razu stała się mocno napięta. Przyszedł po swoja znajomą, ale z jej kierowniczką wymienił kilka ostrych zdań. Mężczyzna zdenerwował się kiedy kobieta miała go obrażać i kierować wobec niego wulgarne słowa. Postanowił jednak ochłonąć z emocji i wyszedł na zewnątrz sklepu. Wrócił, ale nie z pustymi rękami.
34-latek na zewnątrz chwycił drewnianą listwę spod lodówki z napojami. Wszedł do sklepu i swoje kroki skierował prosto do kierowniczki. Zamachnął się i uderzył kobietę w okolice głowy. Po tym odrzucił przedmiot i razem ze swoją znajomą odszedł w nieznane. Na szczęście natychmiastowa reakcja 20-latki uchroniła ją przed niebezpiecznym ciosem. Głowę zasłoniła ręką, która wymagała interwencji lekarskiej. Po kilku dniach Piotr S. wrócił do kobiety z przeprosinami. Prawdopodobnie wystraszył się, że niebawem tłumaczyć się będzie z całej sytuacji policjantom.
Tak też było. Kiedy tylko pokrzywdzona poprosiła o pomoc mundurowych, zaraz kryminalni złożyli mężczyźnie wizytę. Swoje zachowanie tłumaczył nerwami i agresją pokrzywdzonej. Mimo wszystko zranił ją i teraz za to odpowie. Za przestępstwo, którego się dopuścił może mu grozić kara nawet do 5 lat więzienia.
ao